Michał Kryspin Pawlikowski - "Wojna i sezon" Wileńskie Wydawnictwo "Czas" - fragmenty tekstu

W Mińsku życie wróciło do burżuazyjnej normy. O niedawnym panowaniu bolszewików myślano jak o przykrej zmorze. Zapanowała moda na Niemców, którzy zresztą zachowywali się bardzo kulturalnie. Niemców zapraszano do domów polskich na przyjęcia towarzyskie, afiszowano się z nimi w „Selekcie” lub w restauracji Europejskiej. Oficerowie rosyjscy dotąd kryjący się na przedmieściach w przebraniu czubaryckim powyłazili na świat Boży w błyszczących epoletach, a gemajnowie niemieccy przykładnie im salutowali. Mówiono, że gdzieś na południu walczą z bolszewikami „białe” wojska rosyjskie, wymieniano nazwiska Korniłowa i Denikina, ale mińscy oficerowie rosyjscy jakoś do tej „Wandei” nie śpieszyli. Zresztą do białej armii ochotniczej mało ludzi się śpieszyło. Według obliczeń jednego z „białych” publicystów tylko 5 % ogółu oficerów rosyjskich wzięło udział w rosyjskiej Wandei. (W kilka lat później Tadeusz się dowiedział, że w rosyjskiej armii ochotniczej poległ jego kolega z młodszych klas gimnazjalnych Sasza Zenowicz).
Dwaj mińscy oficerowie Astrow i Czugajew prowadzili kabaret artystyczny w Europejskiej, gdzie przygrywał doskonały kwartet ze skrzypaczką Sonieczką i jej mężem Jefimem przy fortepianie. Astrowi ryczał potężnym barytonem numery lekkiego repertuaru, np. „U mienia jest' Marie”, Czugajew - też baryton - śpiewał romanse „poważne”, np. „Spitie, orły bojewyje”.

Polskie życie społeczno-kulturalne kwitło. Wychodziły dwie gazety codzienne: wspomniany już „Dziennik miński” i „Placówka”. „Placówkę” redagował Stefan Kiedrzyński, który do niedawna gościł jako „bieżeniec” w Bielicy pana Karola Świackiego. „Placówka” wsławiła się tym, że ostro zaatakowała socjalistę inż. Witolda Falkowskiego za współpracę z bolszewikami. Gdy Falkowski próbował się bronić, twierdząc, że był tylko „specem” i że nie przykładał ręki do bezeceństw bolszewickich, Kiedrzyński napisał: „Gdy szajka bandytów grabi i morduje, zwykle tylko paru bandytów dokonywa mokrej roboty, a inni po prostu przypatrują się”... Zdaniem Kiedrzyńskiego Witold Falkowski był właśnie takim członkiem szajki, który się przyglądał mokrej robocie. Falkowski zamilkł. W kilka lat później, już w Polsce niepodległej, zginął tragicznie. O Stefanie Kiedrzyńskim pomówię później. Dodam tylko, że wkrótce potem „Placówka” przestała wychodzić.

.......

W gronie uchodźców z Królestwa znalazł się pan Stefan Kiedrzyński, średniej miary autor paru książek i sztuk scenicznych. Zamieszkał w Bielicy, która już była zapełniona do ostatecznych granic pojemności. Zdarzyła się, że do Bielicy zawitali krewni pana Karola i to krewni nie bylejacy: staruszka ciotka pana Karola Maria Górecka z domu Mickiewiczówna (córka Adama) i Teodor Dydyński, ostatni żyjący profesor warszawskiej Szkoły Głównej, z żoną. Nie wiedząc, gdzie i jak ich rozlokować zwrócił się do kilku młodych gości z uprzejmą prośbą, czy by nie byli łaskawi przenieść się - choćby czasowo - do jednego z folwarków i w ten sposób oswobodzić pomieszczenie dla przybyłych krewnych. Młodzi ludzie zgodzili się bez szemrania - z wyjątkiem pana Kiedrzyńskiego. Ten uznał propozycję pana Karola za osobisty afront, obraził się i opuścił Bielicę „z trzaskiem”.
Pan Karol wzruszył ramionami. Może by jednak nie wzruszał ramionami, gdyby był czytał powieść „Sławny człowiek” Włodzimierza Perzyńskiego i wiedział, że życie lubi czasem prześladować literaturę, no i że nie zawsze bezpiecznie jest żegnać ludzi pióra wzruszeniem ramion. W powieści Perzyńskiego autor sztuki teatralnej dostaje dyskretną łapówkę w kwocie 500 rubli za cenę zaprzestania pisania felietonów mogących skompromitować panienkę z dworu ziemiańskiego, który parę miesięcy przedtem podejmował gościnnie „sławnego człowieka”.
W wypadku pana Kiedrzyńskiego analogia z literaturą nie jest ani pełna, ani zakończona. Pan Kiedrzyński nie był sławny - był zaledwie „znany” -, żadnej panienki nie skompromitował i, co najważniejsze, ani 500 rubli ani żadnej innej sumy nie dostał. Ale w trzy lata później napisał sztukę „Pocałunek wojny”. Akcja dzieje się w bogatym dworze kresowym w okresie rewolucji bolszewickiej. Dwór żyje jak na wulkanie czekając Lada chwila wtargnięcia zbolszewiczałego motłochu i pogromu. Właściciel majątku (Owerło), dusigrosz rozprawiający o zarobkach ze sprzedaży „tuczonych kabanów”, snob przechwalający się pokrewieństwem z Radziwiłłami, myśli tylko o groźbie strat materialnych i o własnej skórze. Jest ojcem pięknej córki (Szylinżanka), która się podkochuje w bawiącym we dworze uchodźcy z Warszawy (Węgrzyn). Dwór jest oblegany przez wzburzony motłoch. Wymowny Węgrzyn umie jednak jakoś uspokoić zbuntowane chłopstwo (przez okno), ale zostaje śmiertelnie ranny strzałem z tłumu. Umiera bardzo powoli opłakiwany przez piękną dziedziczkę. Sztuka kończy się efektownie: w blaskach świtu ukazuje się w środkowym oknie sylwetka żołnierza niemieckiego w hełmie stalowym. Na scenę, na której umiera Węgrzyn, wchodzi właściciel z okrzykiem: „Bardzo dobra wiadomość: otrzymaliśmy przepustkę do Warszawy”.
Pomijając takie błędy, jak np. że żaden ziemianin na Litwie nawet nie myślał o przepustce do Warszawy zaraz po przepędzeniu bolszewików przez wojska niemieckie i wiele innych drobnych usterek, trzeba przyznać, że sztuka została przez Kiedrzyńskiego pomyślana chytrze. Pan Karol nie mógł mieć osobiście pretensji, bo nie miał córki, ale tylko syna jedynaka i ponieważ jako purysta polski nie mógł mówić o „kabanach”. Ale ta chytrość była wyjątkowo podła, bo rzucała cień na całe ziemiaństwo litewskie. Możliwe że na wielkim obszarze między linią frontu a Dnieprem mógł się znaleźć wśród tysięcy dworów taki lub inny dwór, w którym „uciekinierów” przyjęto niezbyt gościnnie. Na ogół jednak dwory litewskie po prostu przesadzały w gościnności. Z gościnności tej korzystała nie tylko inteligencja, ale i chłopi-wygnańcy, którzy dostawali pracę, dach nad głową i szkołę polską dla dzieci.

Cempść wysłuchał sztuki spokojnie i tylko ryknął chóralnym śmiechem, gdy Owerło grający ziemianina-kułaka oświadczył:
- Wszak przez Swiętorzeckich jesteśmy krewni Radziwiłłów.
W antrakcie członkowie Cempścia kolejno winszowali paranteli Tadeuszowi, którego matka była Świętorzecka z domu.

W pierwszych dniach sierpnia wojska polskie zajęły Mińsk.